Grzegorz Chołuj „Z BIEGIEM…” – Cz.V „Biegiem… w samego siebie…”

IMG_20141206_164953_1„Z biegiem…” – to zapis refleksji, które spisywałem w trakcie i po bieganiu w lesie z mojej młodości. To zapiski z tygodniowego sierpniowego pobytu w Koszalinie w 2014 roku…

Zatem: DOBREGO POZNAWANIA SIĘ!
… a dla wtajemniczonych: „gnothi seauton!”

                                                                                                                                                                Dzień V „Biegiem… w samego siebie…”

Kolejny dzień w biegu. Z biegiem przemyśleń, emocji i obecności. Każdy krok, każde dotknięcie stopą gruntu, każdy oddech i rytm, jaki wybija moje galopujące serce, wyśpiewują prastarą pieśń życia. Znów wbiegłem w bukowy las na Górze Chełmskiej. Mijałem ludzi takich jak ja, w biegu. Pozdrawialiśmy się uniesieniem dłoni i uśmiechem w jakimś afirmującym życie geście przynależności do tajnej (ale i masowej już!) grupy ludzi wychodzących poza własną strefę komfortu. Przełamujący fale schematów i przyzwyczajeń, pomyślałem, a może raczej wbijający się w falę odnawianego życia!
Dziś, dla odmiany, biegłem wieczorem, przez las w ostatnich promieniach słońca, prosto do rozpadającej się ławeczki przy potężnych bukach. Nazwałem ją przystankiem, oddechem, myślą, medytacją. Siadam na niej, wsłuchuję się w bicie serca i głębię oddechu, w szum i nawoływanie ptaków i wiewiórek. Nasłuchuję przyspieszony, arytmiczny odgłos szpaków przeczesujących zarośla i kontempluję płynny ruch gałęzi łagodnie poddających się podmuchom wiatru. Wszystko płynie… To niesamowite tak wstąpić w głąb życiodajnej energii natury, która przenika wszystko, co ożywione i nieożywione wokół. Czujesz się jednocześnie odrębną indywidualnością, głęboko zintegrowaną z samym sobą i zarazem częścią wszystkiego, co Cię otacza. Jesteś jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz, i we wszystkim wokół jednocześnie.
Uśmiechnąłem się do siebie, do zachodzącego właśnie w tym momencie słońca i zbiegłem tą samą ścieżką, która przywiodła mnie do tej ławeczki.

Bieganie jest trochę jak walka. Wszyscy o coś walczymy. O życie. O miłość. O szacunek. O siebie… Jest moment, w którym czujesz, że nie możesz już dalej, że to koniec. Twoja granica, kres możliwości… Jeżeli wytrzymasz ten moment, zaakceptujesz go i przekroczysz – ograniczenia rozwieją się jak mgła i będziesz chciał więcej, będziesz dalej biegł…
Przyszły do mnie wspomnienia myśli, które nosiłem w sobie w wieku 10-12 lat. Były wtedy dni, kiedy wyobrażałem sobie, że umieram i widzę ludzi, którzy stoją na moim pogrzebie. Jak płaczą, jak tęsknią, jak rozmawiają o mnie, że byłem „fajny” i, że szkoda, że mnie nie ma… a ja przechadzam się wśród nich niewidzialny… Pamiętam emocjonalny głód miłości i akceptacji… Teraz już wiem, że wizja pogrzebu była projekcją ego… Moim nieuświadomionym krzykiem o mnie samego… Ostateczną tęsknotą i głęboką potrzebą poczucia własnej wartości wyrażonej w śmierci, w schemacie: „świat beze mnie nie jest już pełen, nie jest wartościowy, nie jest taki sam, co zrobicie, gdy mnie zabraknie”. To wyraz tęsknoty za odczuciem, że jestem wystarczająco akceptowany i kochany. Potrzebowałem dużo, a dostawałem mało… Takie były moje odczucia. Odczucia chłopca, który walczył o siebie…
Tak było…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *