Grzegorz Chołuj „Z BIEGIEM…” – CZ. IV „Biegiem… w las…”

IMG_20141122_120125„Z biegiem…” – to zapis refleksji, które spisywałem w trakcie i po bieganiu w lesie z mojej młodości. To zapiski z tygodniowego sierpniowego pobytu w Koszalinie w 2014 roku. Czasu, który spędziłem z córką opiekując się moją Babcią. Jedliśmy wspólne śniadania, rozmawialiśmy, jeździliśmy nad morze, kąpaliśmy się i spacerowaliśmy – to był dobry i owocny czas. Takie chwile cementują relacje.
Tymi słowami zapraszam na mojego bloga i do spotkania z „moim światem”. Zatem: DOBREGO POZNAWANIA SIĘ!
… a dla wtajemniczonych: „gnothi seauton!”

DZIEŃ CZWARTY

„Z biegiem… w las… ”

Dzisiaj nie chciało mi się wstać. Pomyślałem, że może sobie odpuszczę. Przecież jest sobota, weekend, czas na przerwę. Po co mam się dzisiaj wysilać…
Takie taktyki stosuje ego, aby zachować status quo, odwołując się do logicznego myślenia, racjonalizacji i poczucia wygody. Po co będziesz się męczył Stary, kiedy część Twojego JA spokojnie wyciągnęła się w wygodnym fotelu intelektu… Odtąd-dotąd. Jest i wystarczy. To jest znane. Reszty nie trzeba!
Uśmiechnąłem się do własnych myśli i nawet nie zacząłem z nimi walczyć: po prostu wziąłem klucze od samochodu i poszedłem po buty, które zostawiłem tam wczoraj, kiedy wracaliśmy z córeczką znad morza. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w pochmurny, ciepły poranek 2 sierpnia w lasy Góry Chełmskiej..
Biegłem w zasłuchaniu w oddech i w rytm krwi. Z uśmiechem, który wypełniał płuca. Dwa krótkie wdechy i długi wydech… i jeszcze raz! Przez chodniki i kiedy tylko mogłem na przełaj, po trawie! W las, który otulił mnie kokonem pustki. Pustki pełnej ciszy i tchnienia drzew.
Biegłem i myślałem o Powstaniu Warszawskim, które wybuchło 1 sierpnia 70 lat temu… Przyroda tak samo trwała na posterunku jak dziś. Świergotały ptaki. Drzewa łagodnie poddawały się podmuchom wiatru. Tylko zamiast szumu samochodów, dźwięków miasta i pobliskiej budowy, słychać było wybuchy bomb, serie karabinów maszynowych i krzyki umierających ludzi. Drzewa wyglądały tak samo, jak dziś… Młodzi ludzie biegli do własnego kresu, żeby przekroczyć go w życie lub w śmierć… Kwestia odwagi, życia, wiary, poświęcenia… Doświadczenie głębokiej istoty życia na pograniczu ostatecznej straty. Jaką Oni mieli inspirację?… Jaka intencja pchała okręty ich losu? Jaka jest wartość, cena, która inspiruje do życia?… Śmierć?
Myśli, odczucia, refleksje tętniły mi w umyśle w rytm przetaczanej w moim rozpędzonym ciele krwi. Jacy byli tamci ludzie, którzy odważyli się pokonać lęk przed śmiercią i stanąć do nierównej walki? Z jakiej stali mieli mięśnie i jak harde były serca, które pompowały w ich ciałach krew. Nie krew. Płynną lawę. Czy tak bardzo różnili się od nas? Czy w ogóle się różnili…
Biegłem. Czułem jak organizm coraz bardziej przyzwyczajał się do wzmożonego wysiłku. Coraz łatwiej pokonywałem wzniesienia. Miałem wyrównany oddech i w kontakcie z ziemią moje stopy odbijały się od niej jak od trampoliny. Biegłem.

Bieganie jest alegorią życia. Zmagasz się z samym sobą, z ograniczeniami, z brakiem woli. Ćwiczysz się w systematyczności i w konsekwencji podejmowanych decyzji i działań. A im dalej zapuszczasz się w las własnych możliwości, odkrywasz wcześniej nieznane zdolności i sposoby na przekroczenie tego, co jeszcze niedawno wydawało się być nieprzekraczalne…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *